Hej! Dzisiaj chcę wam dać kilka rad, jak NIE uczyć się języka japońskiego. Zaczynajmy!
1. Wystarczy sama kana
Wielu osobom wydaje się, że obecne w języku japońskim znaki chińskie
to kompletny anachronizm i można się obyć bez nich, nauczywszy się
jedynie hirgany i katakany. Istnieją nawet podręczniki, jak sprzedająca
się w dużym nakładzie seria „Japanese for Busy People”, które
ograniczają wprowadzanie znaków chińskich do minimum, zwodząc
czytelnika, że do biegłego posługiwania się japońskim w mowie wystarczy
mu jedynie znajomość ogólnych zasad wymowy i dwóch sylabariuszy. Nic
bardziej mylnego – ilość zapożyczeń sinojapońskich (zaadaptowanych z
języka chińskiego i funkcjonujących w języku japońskim jako morfemy lub
samodzielne wyrazy) jest przytłaczająca i nie wyobrażam sobie, by można
było nauczyć się poprawnego wykorzystywania słownictwa bez znajomości
znaków. Niepełna to analogia, ale to trochę tak, jakbyśmy chcieli
nauczyć się odróżniać kolory na czarno-białym zdjęciu. „Kanocentryzm”
zatem to podejście, które na pewnym etapie nauki na pewno wyczerpie
swoją przydatność. Nie wspominając już o fakcie, że nawet z podstawową
znajomością języka w mowie, wciąż będziemy analfabetami. Lepiej więc od
razu zacząć zaznajamiać się ze znakami chińskimi. Sama kana nie
wystarczy.
2. Pisanie kanji jak się komu podoba
Dlaczego pamiętanie o kolejności
pisania kresek w znaku jest takie istotne? Dlatego, że nie stosując się
do niej, nie będziemy w stanie odczytać japońskiego pisma ręcznego i
kaligrafii albo będzie to bardzo utrudnione i nie będziemy skutecznie
zapamiętywać nowych znaków. Myśląc nad postawieniem każdej kreski i
kropki i robiąc to w sposób chaotyczny, stracimy szansę na wypracowanie
automatyzmu w pisaniu kanji. Pamiętajmy, że za przetwarzanie pisma
odpowiada nasza pamięć motoryczna. Przypomina się tutaj japonistyczne
porzekadło „ręka pamięta”, które warto wziąć sobie za motto. Jako
ciekawostkę dodam, że dla niektórych znaków istnieje więcej niż jedna
ustalona kolejność pisania kresek i istnieją specjalne słowniki, które
rozstrzygają wątpliwości. W różnych krajach kręgu kultury pisma
chińskiego przyjmowały się niekiedy rożne kolejności pisania kresek,
więc czytając pismo ręczne, można czasami poznać, czy mamy do czynienia z
zapisem chińskim, koreańskim czy japońskim. Trzeba też pamiętać, że
podobieństwo w budowie dwóch różnych znaków nie zawsze mówi nam o tym,
że kolejność pisania kresek w tych dwóch znakach jest taka sama. Nie
bójmy się więc zaglądać do słowników. Pisanie znaków to uporządkowany
proces, w którym nie tylko kolejność, ale również kierunek kresek
naprawdę są ustalone.
3. Wkuwanie znaków i odczytań tylko z fiszek albo pisanie i
zapamiętywanie złożeń bez kontekstu użycia. Poleganie tylko na
dwujęzycznych listach słownictwa
Niezależnie od tego, czy jesteśmy wzrokowcami czy słuchowcami, sama
nauka znaków i powiązanych z nimi morfemów bez wielokrotnego, ręcznego
ich zapisywania może służyć jedynie wykształceniu biernej i
krótkotrwałej kompetencji w języku japońskim. Stosując tylko takie
metody, będziemy w najlepszym razie w stanie wypisać odczytania
popularniejszych wyrazów i nabędziemy zdolność rozumienia podstawowych
ich znaczeń, ale nie nauczymy się władać językiem. Podobnie samo
zapisywanie złożeń na kartce papieru bez uwzględnienia kontekstu, w
jakim się znajdowały, i bez odniesienia do częściej spotykanych wyrażeń
nie przyniesie nam najlepszych rezultatów. Nauczymy się tylko pisać
znaki i wypisywać podstawowe wyrazy, ale to wszystko. Do pełnej
znajomości języka obcego, również języka japońskiego, potrzebna jest
duża erudycja kulturowa i obycie, których brak można częściowo
zamaskować mechanicznym opanowaniem popularniejszych kolokacji. Uczmy
się więc języka ze zdań, tekstów i autentycznych wypowiedzi, a nie z
list słownictwa. Listy mogą nam pomóc rozstrzygnąć, z jakimi słowami
połączeń warto nauczyć się w pierwszej kolejności, a z jakimi w
późniejszych etapach nauki. Język japoński to nie jest język angielski
czy rosyjski, w którym znaczenia wyrazów i stałe ich połączenia są
bardzo podobne do polskich. Nie należy też całkowicie polegać na
dwujęzycznych tłumaczeniach słownictwa. Zakresy znaczeniowe
poszczególnych słów czy nawet całych konstrukcji mogą się bardzo różnić
od tego, co się nam wydaje. Nauka japońskiego słownictwa wymaga więc
nieco głębszej refleksji niż ma to miejsce w językach europejskich. W
późniejszych etapach naszej drogi, kiedy zauważymy, że układane przez
nas i poprawne gramatycznie zdania są albo niezrozumiałe albo brzmią
nienaturalnie dla Japończyków, prawda ta będzie bardzo frustrująca.
Dlatego myślę, że warto uszanować tę różnicę już teraz i uczyć się
języka w kontekście, częściej pokornie „małpując” to, co się zasłyszało,
niż usilnie wymyślając coś na własną rękę. Oczywiście, kombinować po
swojemu też można, a nawet trzeba, ale nie bez zastanowienia i
gruntownej weryfikacji w źródłach.
4. Lekceważenie trudności japońskiej wymowy
Nie wiem, skąd bierze się przekonanie, że wymowa japońska jest bardzo
prosta i nie warto jej poświęcać większej uwagi. Być może chodzi o to,
że użytkownicy języka angielskiego, żeby opanować japońskie dźwięki,
muszą poświęcić nieco więcej czasu niż my, a większość Polaków uczy się z
podręczników anglojęzycznych i zwyczajnie pomija ćwiczenia głosek,
które w naszym języku i języku japońskim brzmią tak samo. To nie jest
jeszcze nic złego. Natomiast opanowanie wymowy dźwięków przedłużonych
jest niezwykle ważne i absolutnie nie można przespać tego tematu. Trzeba
pamiętać, którą samogłoskę w danym wyrazie wymawia się dłużej, a którą
krócej, bo inaczej nie będziemy rozumiani przez Japończyków. I już. Od
tej zasady nie ma zmiłuj. Oprócz tego, warto też zdać sobie sprawę, że
język japoński ma inny niż w naszym języku akcent. Fakt ten powinien
zachęcić nas do wsłuchiwania się w to, jak Japończycy wymawiają
zapisywane tak samo w transkrypcji wyrazy. Biegłe opanowanie
prawidłowego akcentowania i perfekcyjnej wymowy w każdej sytuacji jest
moim zdaniem właściwie nieosiągalne, ale nie znaczy to, że powinniśmy
sobie z tego powodu folgować. Jeżeli tylko mamy na to czas, starajmy się
poznać reguły akcentuacji i wychwycić różnice między poszczególnymi
wyrazami. Jak trudna to sztuka, można się przekonać, słuchając nawet
niektórych tłumaczy przysięgłych czy biegle mówiących po japońsku
specjalistów, których niedbała wymowa pozostawia wiele do życzenia i
niekiedy staje się powodem złośliwych komentarzy ze strony rodzimych
użytkowników języka.
5. Korzystanie z wątpliwej jakości korepetycji, słowników i podręczników
Ze względu na duże zainteresowanie językiem japońskim w ostatnich
latach pojawiło się na rynku dość dużo rozmaitych opracowań
polskojęzycznych, najczęściej rozmówek i samouczków. Wychodzą również
podręczniki do gramatyki i pierwsze poważniejsze opracowania znaków czy
słownictwa. Nie oznacza to jednak, że wszystkie te pomoce są warte
polecenia. Przeciwnie, w niektórych z nich roi się od nieprawdziwych
informacji lub zwyczajnych błędów. Szczególnie nie polecam słowników
opartych jedynie na transkrypcji albo podających tylko jedno znaczenie
danego słowa bez podania przykładów. Zwróćmy też uwagę na numer wydania
danej publikacji. W pierwszych wydaniach czasami pojawiają się błędy,
które mogą nam zaszkodzić jako uczącym się. Uważajmy też na notki
kulturowe i nie bierzmy wszystkich, często opartych na stereotypach
informacji za pewnik. Pamiętajmy, że język japoński jest różnorodny,
podobnie jak jego użytkownicy i zmienia się w czasie. Oceniając
materiały dydaktyczne, sprawdźmy, czy nie zachęcają one do powielania
wypunktowanych w tym tekście błędów. Uważajmy też na rozmaite oferty
kursów w szkołach językowych albo tanie korepetycje, szczególnie, jeżeli
prowadzą je osoby młode, niedoświadczone albo japoński to tylko jakaś
część ich działalności. Pamiętajmy, że niektóre osoby prowadzące zajęcia
nie mają żadnych udokumentowanych kwalifikacji i co ważniejsze, część z
nich nigdy nie była w Japonii i nie umie mówić po japońsku. Bądźmy też
krytyczni, korzystając ze „sprawdzonych” usług – raczej nie nauczymy się
poprawnej wymowy japońskiej od Polaka, a Japończyk bez przygotowania
filologicznego może nie być w stanie wyjaśnić nawet prostych problemów
gramatycznych. Wybierając kurs językowy, zwróćmy uwagę na jego program i
zalecane podręczniki. Dobrze skonstruowany i intensywny kurs języka
japońskiego powinien w trzy, cztery lata przygotować nas do zdania
egzaminu biegłości języka japońskiego na poziomie N2. Pamiętajmy, że nie
ma nic za darmo, i nawet najlepsze metody nie dadzą rezultatu bez
ciężkiej, systematycznej pracy. Przekazanie wciąż jeszcze słabo
rozpowszechnionej wiedzy o języku japońskim powinno mieć także swoją
cenę.
To tyle na dzisiaj. Do zobaczenia następnym razem!
//V